niedziela, 9 grudnia 2012

,,12''

-Tara...-zaczęła Is-..ja ... ja przepraszam ciebie...
Tara ocknęła się z zamyślenia z nieukrywanym zdziwieniem. Położyła przyjaciółce rękę na ramieniu i szepnęła z rozbawieniem.
-Fajnie jeszcze by było wiedzieć za co Ty MNIE  przepraszasz.
Isabel spojrzała na nią z wdzięcznością, odwzajemniła nieśmiało uśmiech i odpowiedziała.
- No wiesz... za te moje chimery i zmiany nastroju... za to że musisz tego wszystkiego wysłuchiwać ja ostatnio nie mam wysłuchuję twoich zmartwień po prostu przepraszam.
-A le IS-Tara uśmiechała się teraz nie na żarty-przecież po to jestem tu przy tobie, jak ja nie raz miałam kłopoty w życiu nigdy się nie uginałaś, nigdy nie miałaś mnie dosyć... a ja mam mieć dosyć ciebie???
Dziewczyna uśmiechnęła się, ale za chwilę jej uśmiech spełz z twarzy a na jego miejscu wymalował się straszliwy ból.
Dziewczyna zgięła się w pół zaczęła cicho krzyczeć chciała głośniej ale powoli brakowało jej tlenu w płucach.  Coś niczym rozpalony do czerwoności nóż rozrywał ją na strzępy od środka. Tara z przerażeniem w oczach próbowała jakoś jej pomóc ale nic z tego. Ból tym razem nie ustawał tak szybko jak zazwyczaj, był silniejszy i wypełniał już prawie całe jej ciało i nagle coś co zawsze ją dziwiło nagle ustał jak gdyby nigdy nic.
Zaczerpnęła do płuc całkowicie świeże i czyste powietrze, napawała się jego chłodem.
-I-i-iss...?
Dziewczyna przypomniała sobie o obecności Tary. Spojrzała jej prosto w oczy. Malowało się w nich takie przerażenie jakiego Is nigdy w życiu u niej nie widziała.
-Is... dopada -zatachała się-.. dopada cię o często?
Przyjaciółka pokiwała głową.
-Ostatnio zauważyłam że zbyt często. Choć zdążymy jeszcze na lekcje.
-Ty chcesz iść do szkoły??? W takim stanie???
-A nie? Wytrzymuję z tym już  od kilku tygodni i nawet ty się nie domyśliłaś dopóki ci nie powiedziałam chodź idziemy.
Uśmiechnęła się. Założyła buty i pomogła Tarze wstać.
-Ty tylko Tara... Nie mów nic Shanowi okey? Nie zasługuje już na żadne zaufanie przynajmniej z mojej strony.

Po powrocie do szkoły Is zauważyła że nikt się jej nie przygląda, odetchnęła z spokojem. Zaczynała się lekcja biologi z niechęcią na nią poszła przypominając sobie z kim tak naprawdę na nią chodzi.
Pożegnała się z przyjaciółką przed jej salą i ruszyła na swoją lekcję. Kidy weszła do klasy wszyscy byli już na miejscach brakowało tyko... Shana. Przyjęła z radością że go nie ma jednak ta radość nie trwała zbyt długo. 5 minut po dzwonku do klasy wszedł zdyszany chłopak, kiedyś Isabel była by zachwycona tym widokiem teraz odpychało ją od tego. Z smutkiem stwierdziła że miejsce wskazane przez nauczyciela wskazuje na jej ławkę, rozglądając się po klasie zauważyła że faktycznie to ostatnie wolne miejsce. Spuściła wzrok.
Chłopak jednak przyjął to z nadzieją, usiadł koło niej. Przez pierwsze dobre 20 minut lekcji wpatrywał się tyko w nią niczym w obrazek. Ona odsunięta w najdalszy kąt ławki nawet na niego nie spojrzała lecz czuła na sobie jego spojrzenie. W końcu zdobyła się na odwagę zwróciła głowę prosto w jego stronę i napotkała brąz jego oczu.
-O co ci chodzi?
Spytała chłodno.
-Mi?-odpowiedział pytaniem a jego głos miękki stał się również strasznie uwodzicielski.-Rozmawiałem z Adei czy jak jej tam ona nie ma zielonego pojęcia zresztą tak jaj ja o co tobie chodzi.
Nagle Is poczuła ból dzięki bogu nie był straszny ale wiedziała że Shane to zauważył.
Jak by nie mógł?-jej ręce nagle zacisnęły się w pięści tak mocno że aż knykcie jej pobielały  Oczy także miała zamknięte a usta zwęziły się do szparki. Poczuła ciepły dotyk czyjejś dłoni na swojej i paniczny cichy szept.
-Is?
------
Dla Żaby ;***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz