niedziela, 16 grudnia 2012
,,13''
Nie odpowiedziała. Zacisnęła jeszcze mocniej powieki. Ciepła dłoń nie odsunęła się od niej, jednak szept w jej uchu stawał się coraz bardziej podenerwowany.
-Is ? Co się dzieje?
-Nic.
Wymamrotała przez zamknięte usta. Jednak wiedziała dobrze że coś się dzieje, wiedziała że Shane powinien dawno o tym wiedzieć, może by wiedział co jej jest naprawdę. Nie dała za wygraną.
-Nic mi nie jest!
Jej głos był stanowczy i donośny, jednak nie tak głośny jak szept chłopaka Podniosła rękę na której spoczywała dłoń Shane zrzucając ją oschle.
-Przepraszam, mogłabym iść do łazienki?
Nauczyciel kiwną głową, a ona z trudem, przyciskając zgiętą rękę do brzucha podniosła się z krzesła. Wyszła. Do łazienki doszła powoli ledwo powłócząc nogami. Stanęła przed lustrem. Odkręciła wodę i zamiast opłukać twarz patrzyła na jej odbicie w lustrze słysząc szum spływającej wody. Minęło 5 minut potem kolejne i kolejne, w końcu usłyszała głos zza swoich pleców, ciepłe delikatne dłonie oplotły ją w tali, przyciągnęły leciutko do siebie, poczuła delikatny dotyk warg na swoim barku. Przymrużyła oczy.
Chciała się oderwać od niego jednak on nie pościł.
-Zostaw mnie bo...
-Bo co?-zapytał z smutkiem.-Ledwo się ruszasz, widzę że coś cię boli ciągle zaciskasz ręce w pięści. Coś jest nie tak. Is co się dzieje powiesz mi?
-A co to ciebie w ogóle obchodzi?-Zaczęła wręcz płakać.-Co ciebie to obchodzi... idź sobie d tej twojej... jak jej tam
-Odejdę od ciebie, wypuszczę cię, zostawię w spokoju... jeśli tylko powiesz mi co tak naprawdę się stało. Co zrobiłem źle, czego mi nie masz zamiaru wybaczyć.
Is zamknęła oczy jeszcze mocniej, zaczęła mówić, jej głos drżał, po policzkach spływały jej łzy.
-Spotkałam ją w ten dzień, w parku... kiedy... kiedy mieliśmy się spotkać Miałam ci powiedzieć coś o czym wie tylko Tara.-Jej głos załamywał się pod ciężarem łez.-Spotkałam ją, powiedziała mi że spotkała kogoś, była taka szczęśliwa, a ja głupia zapytałam czy wie jak on ma na imię.... i wtedy...
Nie dokończyła. Sheen nagle pobladł.
-Wypowiedziała moje imię?
Is potrząsnęła głową. Dokończyła swoją historię.Nagle zamilkła. Koniec, to wszystko co chciał mu wykrzyczeć powiedzieć, zrobiła to... Nagle poczuła zimną kroplę spływającą jej od środka barku, wpłynęła jej na obojczyk gdzie się zatrzymała. Nie mogła w to uwierzyć to była łza, łza Shane. Zamarła.
-I-is...
-Tak,
Jej głos się zmienił, był teraz pełne współczucia i nie był już aż tak oschły.
-Is ona... ona kłamała-Is otworzyła szeroko oczy.-Tak spóźniłem się i tak przez nią ale zatrzymała mnie w szpitalu tam musiała się dowiedzieć wszystkiego o mnie co ci powiedziała. Naszyjnik był dla ciebie... ja też chciałem ci wtedy coś powiedzieć. Chciała mnie zaprosić... zaprosić gdzieś po szkole no wiesz... Odmówiłem. Zaczęła na mnie krzyczeć, kłócić się, wyrwała mi naszyjnik, bo powiedziałem jej że jest on dla ciebie. Wtedy wybiegła pełna gniewu. Musiała ci wszystko wymyślić.
Is znieruchomiała. Gdyby nie ramiona które ją ciągle podtrzymywały upadła by na kolana. Sheen to zauważył. Dziewczyna zaczęła ciężko oddychać.
-Is! Is co się dzieje?!
Osunął się z nią delikatnie na kolana.
-Sheen ja... to znaczy... moje ciało... nie to ten ból... ja...
Nie dokończyła. Zamarła bez życia. Nie wiedziała co się z nią działo. Przez półprzymknięte oczy zobaczyła tylko kilka niewyraźnych obrazów.
niedziela, 9 grudnia 2012
,,12''
-Tara...-zaczęła Is-..ja ... ja przepraszam ciebie...
Tara ocknęła się z zamyślenia z nieukrywanym zdziwieniem. Położyła przyjaciółce rękę na ramieniu i szepnęła z rozbawieniem.
-Fajnie jeszcze by było wiedzieć za co Ty MNIE przepraszasz.
Isabel spojrzała na nią z wdzięcznością, odwzajemniła nieśmiało uśmiech i odpowiedziała.
- No wiesz... za te moje chimery i zmiany nastroju... za to że musisz tego wszystkiego wysłuchiwać ja ostatnio nie mam wysłuchuję twoich zmartwień po prostu przepraszam.
-A le IS-Tara uśmiechała się teraz nie na żarty-przecież po to jestem tu przy tobie, jak ja nie raz miałam kłopoty w życiu nigdy się nie uginałaś, nigdy nie miałaś mnie dosyć... a ja mam mieć dosyć ciebie???
Dziewczyna uśmiechnęła się, ale za chwilę jej uśmiech spełz z twarzy a na jego miejscu wymalował się straszliwy ból.
Dziewczyna zgięła się w pół zaczęła cicho krzyczeć chciała głośniej ale powoli brakowało jej tlenu w płucach. Coś niczym rozpalony do czerwoności nóż rozrywał ją na strzępy od środka. Tara z przerażeniem w oczach próbowała jakoś jej pomóc ale nic z tego. Ból tym razem nie ustawał tak szybko jak zazwyczaj, był silniejszy i wypełniał już prawie całe jej ciało i nagle coś co zawsze ją dziwiło nagle ustał jak gdyby nigdy nic.
Zaczerpnęła do płuc całkowicie świeże i czyste powietrze, napawała się jego chłodem.
-I-i-iss...?
Dziewczyna przypomniała sobie o obecności Tary. Spojrzała jej prosto w oczy. Malowało się w nich takie przerażenie jakiego Is nigdy w życiu u niej nie widziała.
-Is... dopada -zatachała się-.. dopada cię o często?
Przyjaciółka pokiwała głową.
-Ostatnio zauważyłam że zbyt często. Choć zdążymy jeszcze na lekcje.
-Ty chcesz iść do szkoły??? W takim stanie???
-A nie? Wytrzymuję z tym już od kilku tygodni i nawet ty się nie domyśliłaś dopóki ci nie powiedziałam chodź idziemy.
Uśmiechnęła się. Założyła buty i pomogła Tarze wstać.
-Ty tylko Tara... Nie mów nic Shanowi okey? Nie zasługuje już na żadne zaufanie przynajmniej z mojej strony.
Po powrocie do szkoły Is zauważyła że nikt się jej nie przygląda, odetchnęła z spokojem. Zaczynała się lekcja biologi z niechęcią na nią poszła przypominając sobie z kim tak naprawdę na nią chodzi.
Pożegnała się z przyjaciółką przed jej salą i ruszyła na swoją lekcję. Kidy weszła do klasy wszyscy byli już na miejscach brakowało tyko... Shana. Przyjęła z radością że go nie ma jednak ta radość nie trwała zbyt długo. 5 minut po dzwonku do klasy wszedł zdyszany chłopak, kiedyś Isabel była by zachwycona tym widokiem teraz odpychało ją od tego. Z smutkiem stwierdziła że miejsce wskazane przez nauczyciela wskazuje na jej ławkę, rozglądając się po klasie zauważyła że faktycznie to ostatnie wolne miejsce. Spuściła wzrok.
Chłopak jednak przyjął to z nadzieją, usiadł koło niej. Przez pierwsze dobre 20 minut lekcji wpatrywał się tyko w nią niczym w obrazek. Ona odsunięta w najdalszy kąt ławki nawet na niego nie spojrzała lecz czuła na sobie jego spojrzenie. W końcu zdobyła się na odwagę zwróciła głowę prosto w jego stronę i napotkała brąz jego oczu.
-O co ci chodzi?
Spytała chłodno.
-Mi?-odpowiedział pytaniem a jego głos miękki stał się również strasznie uwodzicielski.-Rozmawiałem z Adei czy jak jej tam ona nie ma zielonego pojęcia zresztą tak jaj ja o co tobie chodzi.
Nagle Is poczuła ból dzięki bogu nie był straszny ale wiedziała że Shane to zauważył.
Jak by nie mógł?-jej ręce nagle zacisnęły się w pięści tak mocno że aż knykcie jej pobielały Oczy także miała zamknięte a usta zwęziły się do szparki. Poczuła ciepły dotyk czyjejś dłoni na swojej i paniczny cichy szept.
-Is?
------
Dla Żaby ;***
Tara ocknęła się z zamyślenia z nieukrywanym zdziwieniem. Położyła przyjaciółce rękę na ramieniu i szepnęła z rozbawieniem.
-Fajnie jeszcze by było wiedzieć za co Ty MNIE przepraszasz.
Isabel spojrzała na nią z wdzięcznością, odwzajemniła nieśmiało uśmiech i odpowiedziała.
- No wiesz... za te moje chimery i zmiany nastroju... za to że musisz tego wszystkiego wysłuchiwać ja ostatnio nie mam wysłuchuję twoich zmartwień po prostu przepraszam.
-A le IS-Tara uśmiechała się teraz nie na żarty-przecież po to jestem tu przy tobie, jak ja nie raz miałam kłopoty w życiu nigdy się nie uginałaś, nigdy nie miałaś mnie dosyć... a ja mam mieć dosyć ciebie???
Dziewczyna uśmiechnęła się, ale za chwilę jej uśmiech spełz z twarzy a na jego miejscu wymalował się straszliwy ból.
Dziewczyna zgięła się w pół zaczęła cicho krzyczeć chciała głośniej ale powoli brakowało jej tlenu w płucach. Coś niczym rozpalony do czerwoności nóż rozrywał ją na strzępy od środka. Tara z przerażeniem w oczach próbowała jakoś jej pomóc ale nic z tego. Ból tym razem nie ustawał tak szybko jak zazwyczaj, był silniejszy i wypełniał już prawie całe jej ciało i nagle coś co zawsze ją dziwiło nagle ustał jak gdyby nigdy nic.
Zaczerpnęła do płuc całkowicie świeże i czyste powietrze, napawała się jego chłodem.
-I-i-iss...?
Dziewczyna przypomniała sobie o obecności Tary. Spojrzała jej prosto w oczy. Malowało się w nich takie przerażenie jakiego Is nigdy w życiu u niej nie widziała.
-Is... dopada -zatachała się-.. dopada cię o często?
Przyjaciółka pokiwała głową.
-Ostatnio zauważyłam że zbyt często. Choć zdążymy jeszcze na lekcje.
-Ty chcesz iść do szkoły??? W takim stanie???
-A nie? Wytrzymuję z tym już od kilku tygodni i nawet ty się nie domyśliłaś dopóki ci nie powiedziałam chodź idziemy.
Uśmiechnęła się. Założyła buty i pomogła Tarze wstać.
-Ty tylko Tara... Nie mów nic Shanowi okey? Nie zasługuje już na żadne zaufanie przynajmniej z mojej strony.
Po powrocie do szkoły Is zauważyła że nikt się jej nie przygląda, odetchnęła z spokojem. Zaczynała się lekcja biologi z niechęcią na nią poszła przypominając sobie z kim tak naprawdę na nią chodzi.
Pożegnała się z przyjaciółką przed jej salą i ruszyła na swoją lekcję. Kidy weszła do klasy wszyscy byli już na miejscach brakowało tyko... Shana. Przyjęła z radością że go nie ma jednak ta radość nie trwała zbyt długo. 5 minut po dzwonku do klasy wszedł zdyszany chłopak, kiedyś Isabel była by zachwycona tym widokiem teraz odpychało ją od tego. Z smutkiem stwierdziła że miejsce wskazane przez nauczyciela wskazuje na jej ławkę, rozglądając się po klasie zauważyła że faktycznie to ostatnie wolne miejsce. Spuściła wzrok.
Chłopak jednak przyjął to z nadzieją, usiadł koło niej. Przez pierwsze dobre 20 minut lekcji wpatrywał się tyko w nią niczym w obrazek. Ona odsunięta w najdalszy kąt ławki nawet na niego nie spojrzała lecz czuła na sobie jego spojrzenie. W końcu zdobyła się na odwagę zwróciła głowę prosto w jego stronę i napotkała brąz jego oczu.
-O co ci chodzi?
Spytała chłodno.
-Mi?-odpowiedział pytaniem a jego głos miękki stał się również strasznie uwodzicielski.-Rozmawiałem z Adei czy jak jej tam ona nie ma zielonego pojęcia zresztą tak jaj ja o co tobie chodzi.
Nagle Is poczuła ból dzięki bogu nie był straszny ale wiedziała że Shane to zauważył.
Jak by nie mógł?-jej ręce nagle zacisnęły się w pięści tak mocno że aż knykcie jej pobielały Oczy także miała zamknięte a usta zwęziły się do szparki. Poczuła ciepły dotyk czyjejś dłoni na swojej i paniczny cichy szept.
-Is?
------
Dla Żaby ;***
niedziela, 2 grudnia 2012
,,11''
-Ale o co ci tak właściwie chodzi Is? Czemu ...
Stali razem na środku korytarza mierząc się spojrzeniami. Do oczu Is napłynęła nowa fala łez.
-Spytaj się może pro prostu Adei... Kurde op co ja właściwie z tobą rozmawiam!
Wykrzyczała. Shane popatrzał na nią nie ukrywając zdziwienia. Teraz wszyscy zebrani mieli głowy zwrócone w stronę pary, stworzyli coś na rodzaj kręgu wokół nich aby każdy mógł zobaczyć co się dzieje bez przeszkód.
-Ale Is...
-Nie obchodzi mnie to!
-Ja nie rozumiesz...
-Nie ... i może lepiej. Boże jaka ze mnie ciemnota! Głupia debilka, tak tobie zaufałam myślałam...-Urwała. Widać było drgania dolnej wargi Shana, jego wzrok przepełnił smutek na widok kapiących łez z policzków Is. Próbował coś powiedzieć ale głos mu się załamywał Is za to kontynuowała krzycząc jeszcze głośniej - myślałam że chociaż dla ciebie jestem ważna... i mam za swoje.
Dokończając to zdanie ominęła go z gracją, szybkim krokiem, chciała stąd uciec biec ale... nie mogła. Udało jej się to dopiero poza terenami szkoły, puściła się biegiem w stronę lasu chciała zanurzyć się w strumieniu ochłonąć...
-Is...
Tara rzuciła piorunujące spojrzenie Shanowi i pobiegła za nią.
Dogoniła ją dopiero przy strumieniu. Zatrzymała się pomiędzy drzewami na ścieżce i chwilę obserwowała postać siedzącą na wielkim kamieniu z nogami w najprawdopodobniej zimnej wodzie. Nie było słychać szczęśliwego pluskania wody które wydobywało się kiedy małe dziecko moczyło sobie nogi w strumieniu, słychać jednak było cichutki odgłos spadających kropli do wody. Tara domyśliła się że Is nadal płacze.
Podeszła do przyjaciółki i bez słowa usiadła kładąc swoje buty koło pary towarzyszki. Nie odezwała się. Wiedziała że Isabel nie chce teraz rozmawiać zresztą ona tez nie miała na to zbytnio ochoty. Siedziały tak w milczeniu patrząc tylko na okręgi które tworzyły spadające łzy.
******************************
Rozdział mówiący praktycznie o niczym.
Jestem naprawdę miło zaskoczona że pomimo tak długiej nieobecności jednak tyle odwiedzin się pojawiło ;] Dziękuje ;*
Rozdział dedykowany Żabie... aby wiedziała że mimo wszystko zawsze będzie mogła na mnie liczyć ;***
Jeszcze raz dziękuję za każdemu kto to czyta i mały komunikat:
Stali razem na środku korytarza mierząc się spojrzeniami. Do oczu Is napłynęła nowa fala łez.
-Spytaj się może pro prostu Adei... Kurde op co ja właściwie z tobą rozmawiam!
Wykrzyczała. Shane popatrzał na nią nie ukrywając zdziwienia. Teraz wszyscy zebrani mieli głowy zwrócone w stronę pary, stworzyli coś na rodzaj kręgu wokół nich aby każdy mógł zobaczyć co się dzieje bez przeszkód.
-Ale Is...
-Nie obchodzi mnie to!
-Ja nie rozumiesz...
-Nie ... i może lepiej. Boże jaka ze mnie ciemnota! Głupia debilka, tak tobie zaufałam myślałam...-Urwała. Widać było drgania dolnej wargi Shana, jego wzrok przepełnił smutek na widok kapiących łez z policzków Is. Próbował coś powiedzieć ale głos mu się załamywał Is za to kontynuowała krzycząc jeszcze głośniej - myślałam że chociaż dla ciebie jestem ważna... i mam za swoje.
Dokończając to zdanie ominęła go z gracją, szybkim krokiem, chciała stąd uciec biec ale... nie mogła. Udało jej się to dopiero poza terenami szkoły, puściła się biegiem w stronę lasu chciała zanurzyć się w strumieniu ochłonąć...
-Is...
Tara rzuciła piorunujące spojrzenie Shanowi i pobiegła za nią.
Dogoniła ją dopiero przy strumieniu. Zatrzymała się pomiędzy drzewami na ścieżce i chwilę obserwowała postać siedzącą na wielkim kamieniu z nogami w najprawdopodobniej zimnej wodzie. Nie było słychać szczęśliwego pluskania wody które wydobywało się kiedy małe dziecko moczyło sobie nogi w strumieniu, słychać jednak było cichutki odgłos spadających kropli do wody. Tara domyśliła się że Is nadal płacze.
Podeszła do przyjaciółki i bez słowa usiadła kładąc swoje buty koło pary towarzyszki. Nie odezwała się. Wiedziała że Isabel nie chce teraz rozmawiać zresztą ona tez nie miała na to zbytnio ochoty. Siedziały tak w milczeniu patrząc tylko na okręgi które tworzyły spadające łzy.
******************************
Rozdział mówiący praktycznie o niczym.
Jestem naprawdę miło zaskoczona że pomimo tak długiej nieobecności jednak tyle odwiedzin się pojawiło ;] Dziękuje ;*
Rozdział dedykowany Żabie... aby wiedziała że mimo wszystko zawsze będzie mogła na mnie liczyć ;***
Jeszcze raz dziękuję za każdemu kto to czyta i mały komunikat:
Tak odwiedzam strony które piszecie w komentarzach zawsze je czytam albo przeglądam... jednak nie zawsze dodaje komentarze więc przeprasza każda osobę która myśli że nawet na to nie wchodzę.
wtorek, 18 września 2012
,,10''
Nie chciała nawet myśleć o tym co się stało. Teraz będąca w obcięciach Tary płakała, a przyjaciółka nic nie mówiła, chyba wyczuła że Is i tak by nic nie mogła z siebie wydobyć. Milczała. Kiedy w końcu przestała opowiedziała z trudem ale z własnej woli co się stało.
-To jest akurat peda* (Wykrzyknik sorry klawiatura mi nie działa XD)
-Nie mów tak (wyk.) To nie prawda...
-I kogo ty chcesz oszukać Is? Chyba tylko siebie...
Is znowu zaczęła płakać, ale mimo to wiedziała że Tara ma rację. Resztę popołudnia spędziła u niej w domu próbując zapomnieć o wszystkim. W głębi duszy bała się co będzie jutro rano w szkole.
W końcu zaczęła dochodzić 20 więc wolała pójść do domu gdyż nie chciała martwić matki...
Wracając ciemną już alejką spojrzała w niebo. Było pełno pięknych migoczących gwiazdek, które olśniewały ją swoją ,,urodą''. Nagle poczuła znowu silny ból tym razem nie tylko w płucach i sercu, ale także i w głowie. Zaczęła czuć że coś ją paraliżuje, była senna, a jednak ból stawał się coraz bardziej silniejszy. Upadła na chodnik kurczowo trzymając się za brzuch i z trudem łapiąc jakikolwiek wdech.
Koniec... Przez moment miała jeszcze mętlik w głowie, potem zawitała jeszcze na chwilę ciemność. Wstała. z rozkoszą napawała się chłodem powietrza i ,,nową dostawą'' tlenu w płucach.
Trzęsąc się na nogach dotarła do domu pełna strachu, jednak kiedy weszła do domu wyprostowana i z czymś przypominającym z największym trudem uśmiech na twarzy przywitała się z mamą:
-No nareszcie skarbie gdzie byłaś?
-U Tary mamo przepraszam że nie zadzwoniłam...
-Nic nie szkodzi skarbie chcesz coś zjeść?
-Nie dziękuję idę do siebie.
I pobiegła na górę zanim mama by ją o coś jeszcze zapytała.
***************************************************************
Rano obudził ją budzik. Nie za dobrze spala w nocy męczyły ją koszmary, była świadkiem swojej własnej śmierci.
-To było straszne...
Powiedziała do siebie przeglądając się w lustrze.
-To naprawdę było straszne Tara...
Powiedziała teraz idąc z dziewczyną u boku.
-Wierzę...
Odpowiedziała wystraszona przyjaciółka. Nagle ktoś zawołał jej imię. Odwróciła się. To był on Shane. Miał na sobie rozpięta niebieską bluzę pod którą spoczywała biała najprawdopodobniej z krótkim rękawek bluzka. Wołał ją idąc w ich stronę kiedy doszedł wydyszał:
-Is możemy porozmawiać na osobności?
Is nie odparła szła dalej ale jednak Tara się zatrzymała, więc Shane poszedł za nią.
-Mogę łaskawie wiedzieć o co ci chodzi?
Zapytał.
-I ty się jeszcze pytasz(3x wykrzyk.)- wykrzyczała, kilka osób zwróciło na to uwagę ze wzbierającym się płaczem wykrzyczał.-Naprawdę nawet tyle dla ciebie nie znaczę?(wyk.) Jesteś idiotą.(wyk.) Przez moment zapomniałam że faceci to ostatnie skurwisy**(sorry chlopaki XD ;D) dzięki że mi o tym przypomniałeś(wyk.)
-------------------------------------------------------------------
Wiem możecie mnie zabić (jeśli kogoś to wgl. interesuje) ;D
Trochę krótki i niewiele się w nim dzieje ale pisałam na szybko bo Żaba i Marga nie dają mi spokoju a to bardzo mnie motywuje ;D
Jej tyle wyświetleń o.O Aż wybałuszyłam oczy już nie długo 1000 dziękuję <3
Pot dedykowany osobą:
1.Żaba<3 ty moje słońce
2. Marga ;D specjalnie dla cb ;]
4.Hnatka ;] Powodzenia na konkursie;] Kiedykolwiek on będzie
4. Dla tego kogoś dla kogo nie znaczę i nie zacznę być ważną
Dzięki
Paa Jagoda
-To jest akurat peda* (Wykrzyknik sorry klawiatura mi nie działa XD)
-Nie mów tak (wyk.) To nie prawda...
-I kogo ty chcesz oszukać Is? Chyba tylko siebie...
Is znowu zaczęła płakać, ale mimo to wiedziała że Tara ma rację. Resztę popołudnia spędziła u niej w domu próbując zapomnieć o wszystkim. W głębi duszy bała się co będzie jutro rano w szkole.
W końcu zaczęła dochodzić 20 więc wolała pójść do domu gdyż nie chciała martwić matki...
Wracając ciemną już alejką spojrzała w niebo. Było pełno pięknych migoczących gwiazdek, które olśniewały ją swoją ,,urodą''. Nagle poczuła znowu silny ból tym razem nie tylko w płucach i sercu, ale także i w głowie. Zaczęła czuć że coś ją paraliżuje, była senna, a jednak ból stawał się coraz bardziej silniejszy. Upadła na chodnik kurczowo trzymając się za brzuch i z trudem łapiąc jakikolwiek wdech.
Koniec... Przez moment miała jeszcze mętlik w głowie, potem zawitała jeszcze na chwilę ciemność. Wstała. z rozkoszą napawała się chłodem powietrza i ,,nową dostawą'' tlenu w płucach.
Trzęsąc się na nogach dotarła do domu pełna strachu, jednak kiedy weszła do domu wyprostowana i z czymś przypominającym z największym trudem uśmiech na twarzy przywitała się z mamą:
-No nareszcie skarbie gdzie byłaś?
-U Tary mamo przepraszam że nie zadzwoniłam...
-Nic nie szkodzi skarbie chcesz coś zjeść?
-Nie dziękuję idę do siebie.
I pobiegła na górę zanim mama by ją o coś jeszcze zapytała.
***************************************************************
Rano obudził ją budzik. Nie za dobrze spala w nocy męczyły ją koszmary, była świadkiem swojej własnej śmierci.
-To było straszne...
Powiedziała do siebie przeglądając się w lustrze.
-To naprawdę było straszne Tara...
Powiedziała teraz idąc z dziewczyną u boku.
-Wierzę...
Odpowiedziała wystraszona przyjaciółka. Nagle ktoś zawołał jej imię. Odwróciła się. To był on Shane. Miał na sobie rozpięta niebieską bluzę pod którą spoczywała biała najprawdopodobniej z krótkim rękawek bluzka. Wołał ją idąc w ich stronę kiedy doszedł wydyszał:
-Is możemy porozmawiać na osobności?
Is nie odparła szła dalej ale jednak Tara się zatrzymała, więc Shane poszedł za nią.
-Mogę łaskawie wiedzieć o co ci chodzi?
Zapytał.
-I ty się jeszcze pytasz(3x wykrzyk.)- wykrzyczała, kilka osób zwróciło na to uwagę ze wzbierającym się płaczem wykrzyczał.-Naprawdę nawet tyle dla ciebie nie znaczę?(wyk.) Jesteś idiotą.(wyk.) Przez moment zapomniałam że faceci to ostatnie skurwisy**(sorry chlopaki XD ;D) dzięki że mi o tym przypomniałeś(wyk.)
-------------------------------------------------------------------
Wiem możecie mnie zabić (jeśli kogoś to wgl. interesuje) ;D
Trochę krótki i niewiele się w nim dzieje ale pisałam na szybko bo Żaba i Marga nie dają mi spokoju a to bardzo mnie motywuje ;D
Jej tyle wyświetleń o.O Aż wybałuszyłam oczy już nie długo 1000 dziękuję <3
Pot dedykowany osobą:
1.Żaba<3 ty moje słońce
2. Marga ;D specjalnie dla cb ;]
4.Hnatka ;] Powodzenia na konkursie;] Kiedykolwiek on będzie
4. Dla tego kogoś dla kogo nie znaczę i nie zacznę być ważną
Dzięki
Paa Jagoda
poniedziałek, 16 lipca 2012
,,9"
W tym momencie postanowiła, powiedzieć wszystko Tarze i Shenowi.
Na lekcji wychowawczej było głośno, Is miała szansę porozmawiać z Tarą.
Pokrótce opowiedziała jej wszystko.
-Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz?!!!-oburzyła się.- Shane wie?
-Nie.- Odparła-I chcę mu o tym powiedzieć sama.
Tara uśmiechnęła się. Wiedziała, że od dnia wypadku( choć minęło zaledwie kilka tygodni) Is i Shane polubili się w ten sposób. Nawet jeśli Is o tym nie mówiła, Tara mogła zauważyć to z ich gestów.
Dzwonek dał znać, że to już koniec lekcji. Pakując się i wychodząc z klasy Tara zapytała.
-A kiedy mu powiesz?
-Dziś, umówiliśmy się w parku o czwartej.
-Dobra ja lecę, rodzice dziś po mnie podjeżdżają.-Już miała pobiedz kiedy się zatrzymała i powiedziała do Is.-tylko... no wiesz... uważaj na siebie.
Isabel uśmiechnęła się. Do spotkania z Shanem zostało jej półgodziny. Pobiegła do domu.
-Cześć mamo!-Krzyknęła wpadając do domu, wbiegła do pokoju, przebrała się i wybiegła z powrotem na dół.-Wychodzę.
Powiedziała do kobiety, dając jej całusa w policzek.
Siedząc i czekając już w parku ponad godzinę zrozumiała, że Shane nie przyjdzie.
Nagle usłyszała radosny głos.
-Iss!-tak to była brunetka.-Ty pierwsza się dowiesz.
Mówiła siadając przy Is na ławce.
-Cześć Aday (czyt, Adei) o czym mam się dowiedzieć?
Zapytała nie chęcią.
-W drodze do szkoły baletu spotkałam chłopaka. Zderzyliśmy się z sobą. Przeprosił mnie i powiedział, że się śpieszy ale widząc mnie już przestał. Usiedliśmy na ławkę po drugiej stronie parku, gdzie tam oświadczył mi, że jestem śliczna i podarował mi to.
Pokazała Is wisiorek z pierścionkami na łańcuszku. Ten wisiorek ostatnio pokazywała Shanowi. Bardzo jej się podobał.
-Śliczny.
-Wiem, no i przegadaliśmy całą godzinę.
-A wiesz kto to był?
-Takk! Śliczny, ciemny brunet o zielonych oczach. Jego ojciec pracuje jako lekarz, a on mu pomaga zdobywając trochę praktyki.
-A znasz jego imię?
-Tak jest śliczne.Shane i...
Nie miała odwagi słuchać dalej. Łzy napłynęły jej do oczu. Poczuła silne ukłucie w sercu i taką jakąś pustkę która owijała uczucie zawiedzenia, straty, smutku i wściekłości.
-Wybacz zdałam sobie sprawę, że jest już strasznie późno, muszę iść. Cześć.
Powiedziała idąc, właściwie biegnąc ze łzami w oczach. Chciała zapomnieć. Skierowała się właśnie w stronę domu Tary.
-Ała!
Krzyknęła. Zderzyła się z chłopakiem. Kiedy podniosła wzrok zobaczyła Shane.
-Gdzie uciekasz?
Zapytał jak gdyby nigdy nic. Złapał Is za ramiona i zbliżył do siebie.
Wyrwała mu się spoglądając mu w oczy. Łzy spływały jej po policzkach.
-Zostaw mnie!
-a-ale c...
Nie dała mu się wypowiedzieć.
-Zostaw, myślałam, myślałam że mam prawo ci ufać.-Mówiła przez łzy.-Myliłam się.
Uciekła.
*************************************************************
Wiem teraz się cieszę że nie wiecie gdzie mieszkam ;D
Gdyby znalazły się akie osoby które chciały by mnie zabić ;D
Dobra dziękuję za wszystko prawie 800 wejść.
Wiem mało ale i tak mi się podoba ;D
Dobra lecę pa!!!
piątek, 25 maja 2012
,,8''
Shen nie dał się sprowokować i puścił to pamięci. Chwycił delikatnie Is za ramię.
-Chodź.
Szepną ledwie słyszalnie. Kiedy przyszedł czas by się rozstać na skrzyżowaniu korytarzy obdarzyli siebie na wzajem miłymi uśmiechami.
Rozległ się piskliwy dźwięk dzwonka oznaczający koniec lekcji. Is wyszła razem z Tarą ze szkoły. Pogoda zaczynała się już poważnie psuć ubrane jeszcze w letnie ciuchy odczuły to natychmiast. Is nie szła długo drogę z Tarą przegadały, a kiedy się rozdzieliły niemal że pobiegła do domu. Cicho otworzyła drzwi.
-Cześć córciu jak się czujesz?
Zapytała ją mama.
-Dorze ale teraz pójdę do pokoju.
-Skarbie za chwilę będzie obiad.-Widząc zmęczenie córki matka się ulitowała nad nią i dodała.-Idź przyniosę ci trochę do pokoju.
I posłała jej miły uśmiech, który Is odwzajemniła. Pobiegła biegiem do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Upadła na łóżko. Bezsilna i wyczerpana. Powrócił ból. Tym razem większy i silniejszy. Czuła się jak kartka papieru którą ktoś rozdziera, a następnie wrzuca do ognia. Ból w płucach stawał się nie do zniesienia, zaczęła nierówno oddychać chcąc złapać to coraz więcej powietrza które tak szybko z niej uchodziło. Zgieła się w pół trzymając rece na brzuchu. Z oczu powoli zaczęły jej płynąć łzy. Chciała zacząć krzyczeć wręcz wrzeszczeć, ale nie dała rady. Żadne słowo nie przechodziło jej przez gardło.Zaciskała oczy i dłonie w pięści.
Nagle jakby nic się nie stało, ból miną. Wstała. Zobaczyła na biurku szklankę z zimną wodą którą sobie przyniosła rano. Podeszła i drobnymi łykami popiła. Odłożywszy szklankę otworzyła na ościerz okno. Fala zimnego powietrza uderzyła w nią całą swoją siłą.
Is zamknęła oczy i pozwoliła aby wiatr rozwiał jej włosy kiedy ona napawała się świerzym i zimnym powietrzem. Ukryła na moment twarz w dłoniach.
-Co się ze mną dzieje?
Zapytała siebie samą na głos. Usłyszała pukanie do drzwi.Do pokoju weszła uśmiechnięta mama. Is nie chciała sprawiać wrażenia jakby się coś stało więc również się do niej uśmiechnęła. Kobieta położyła na biurku tace z pachnącym obiadem i sztuczce.
-Córciu przyniosłam ci obiad.
-Dziękuję mamo.
Kobieta jeszcze raz rzuciła uśmiech i wyszła z pokoju.
Is spojrzała na parujący jeszcze obiad. Usiadła na łóżku trzymając w jednej dłoni talerz, a w drugiej sztuczce. Zaczęła grzebać w obiedzie. Nie miała zbytnio na to ochoty.
Mieszając raz w jedną raz w drugą stronę ziemniaki myślała czy nie powiedzieć o wszystkim Shenowi czy Tarze.
Po zjedzeniu paru kęsów chciała odłożyć z powrotem talerz na biurko. Jednak wstała za gwałtownie i za szybko. Ból znowu powrócił. ,,Nie tylko nie to! Przecież dopiero przed chwilą wszytko przestało mnie boleć'' Myślała w rozpaczy. Upadła. Tym razem nie miała tyle szczęścia i nie upadła na łóżko tylko na podłogę uderzając łokciem w krawędź łóżka.
--------------------------------------------------------------------
Dedykuje rozdział żabie ^^ koffam ceee ty wariatko a wolątariat w wakacje pytałaś się już ich???
Oczywiście dedykuję także rozdział moim ukochanym niezawodnym kochającym mnie tak że nie chcą odejść od mnie: Problemom i smutkom ^^ gratuluję im osiągnęły swój wymarzony cel!!!
Dziękuje również wam wszystkim co to jeszcze czytacie i komentujecie Dannnke ;***
No tym razem dobijamy do 500 ^^
Buziaki i jeszcze raz dzięki ;*
-Chodź.
Szepną ledwie słyszalnie. Kiedy przyszedł czas by się rozstać na skrzyżowaniu korytarzy obdarzyli siebie na wzajem miłymi uśmiechami.
Rozległ się piskliwy dźwięk dzwonka oznaczający koniec lekcji. Is wyszła razem z Tarą ze szkoły. Pogoda zaczynała się już poważnie psuć ubrane jeszcze w letnie ciuchy odczuły to natychmiast. Is nie szła długo drogę z Tarą przegadały, a kiedy się rozdzieliły niemal że pobiegła do domu. Cicho otworzyła drzwi.
-Cześć córciu jak się czujesz?
Zapytała ją mama.
-Dorze ale teraz pójdę do pokoju.
-Skarbie za chwilę będzie obiad.-Widząc zmęczenie córki matka się ulitowała nad nią i dodała.-Idź przyniosę ci trochę do pokoju.
I posłała jej miły uśmiech, który Is odwzajemniła. Pobiegła biegiem do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Upadła na łóżko. Bezsilna i wyczerpana. Powrócił ból. Tym razem większy i silniejszy. Czuła się jak kartka papieru którą ktoś rozdziera, a następnie wrzuca do ognia. Ból w płucach stawał się nie do zniesienia, zaczęła nierówno oddychać chcąc złapać to coraz więcej powietrza które tak szybko z niej uchodziło. Zgieła się w pół trzymając rece na brzuchu. Z oczu powoli zaczęły jej płynąć łzy. Chciała zacząć krzyczeć wręcz wrzeszczeć, ale nie dała rady. Żadne słowo nie przechodziło jej przez gardło.Zaciskała oczy i dłonie w pięści.
Nagle jakby nic się nie stało, ból miną. Wstała. Zobaczyła na biurku szklankę z zimną wodą którą sobie przyniosła rano. Podeszła i drobnymi łykami popiła. Odłożywszy szklankę otworzyła na ościerz okno. Fala zimnego powietrza uderzyła w nią całą swoją siłą.
Is zamknęła oczy i pozwoliła aby wiatr rozwiał jej włosy kiedy ona napawała się świerzym i zimnym powietrzem. Ukryła na moment twarz w dłoniach.
-Co się ze mną dzieje?
Zapytała siebie samą na głos. Usłyszała pukanie do drzwi.Do pokoju weszła uśmiechnięta mama. Is nie chciała sprawiać wrażenia jakby się coś stało więc również się do niej uśmiechnęła. Kobieta położyła na biurku tace z pachnącym obiadem i sztuczce.
-Córciu przyniosłam ci obiad.
-Dziękuję mamo.
Kobieta jeszcze raz rzuciła uśmiech i wyszła z pokoju.
Is spojrzała na parujący jeszcze obiad. Usiadła na łóżku trzymając w jednej dłoni talerz, a w drugiej sztuczce. Zaczęła grzebać w obiedzie. Nie miała zbytnio na to ochoty.
Mieszając raz w jedną raz w drugą stronę ziemniaki myślała czy nie powiedzieć o wszystkim Shenowi czy Tarze.
Po zjedzeniu paru kęsów chciała odłożyć z powrotem talerz na biurko. Jednak wstała za gwałtownie i za szybko. Ból znowu powrócił. ,,Nie tylko nie to! Przecież dopiero przed chwilą wszytko przestało mnie boleć'' Myślała w rozpaczy. Upadła. Tym razem nie miała tyle szczęścia i nie upadła na łóżko tylko na podłogę uderzając łokciem w krawędź łóżka.
--------------------------------------------------------------------
Dedykuje rozdział żabie ^^ koffam ceee ty wariatko a wolątariat w wakacje pytałaś się już ich???
Oczywiście dedykuję także rozdział moim ukochanym niezawodnym kochającym mnie tak że nie chcą odejść od mnie: Problemom i smutkom ^^ gratuluję im osiągnęły swój wymarzony cel!!!
Dziękuje również wam wszystkim co to jeszcze czytacie i komentujecie Dannnke ;***
No tym razem dobijamy do 500 ^^
Buziaki i jeszcze raz dzięki ;*
niedziela, 20 maja 2012
,,7''
-Shane! Shane!
Rozległ się głos na korytarzu. Jakaś zdyszana kobieta wpadła do pokoju. Oparła się o łóżko na którym leżała Isabel. Po czym zdyszana powiedziała.
-Shane. Twój tata potrzebuje twojej pomocy przy nowym pacjencie.
-Dobrze już idę.- Teraz w zrucił się do dziewczyny.- Wpadnę później do ciebie. Teraz odpoczywaj.
Is znieruchomiała czyżby ten młody chłopak był lekarzem? ,,Wpadnę później do ciebie'' te słowa krążyły jej bezwładnie po głowie.
Powieki zaczęły jej ciążyły ale nie chciała zasnąć miała jeszcze przecież tyle pytań do Shane. Jednak nie wytrzymała i zasnęła.
Obudziło ją dopiero wycie jakiegoś alarmu samochodowego. Kiedy otworzyła oczy poczuła jakieś takie zimno. W pierwszym momencie nie wiedziała co się stało. Chciała się podnieść z łóżka kiedy dopadł ją silny ból głowy i serca. Ból z serca przeniósł się także do płuc, dziewczyna zaczęła ciężko oddychać. Upadła z powrotem na miękką pościel łóżka. Ból miną , a ona sama zaczęła powoli równo oddychać.
Wtedy wpadła do pokoju jej matka.
-Skarbie możesz wracać do domu.
Na twarzy Is pojawił się cień uśmiechu.
-Twoja mama ma rację możesz juz wyjść ze szpitala wszystko jest dobrze.
Kiedy w sali gdzie leżała dziewczyna toczyła się radosna rozmowa tak za szkłem oddzielającym ją od całej reszty była nie przyjemna i pełna wątpliwości.
-Ale jak to wychodzi przecież nie miała nawet zrobionych wszystkich badań.
-Doktor Miguel twierdzi że wszystko jest w porządku. To jego pacjentka a nie moja więc nie mogę nic zrobić.
Shane rozmawiał z swoim ojcem. Rozmowę przerwało wyjście wszystkich z sali. Is spojrzała na chłopaka prosto w oczy. Wyczytał z nich że coś się stało ale za wszystko bardzo dziękuje.
********************************************************************************
Po powrocie do normalnego trybu życia Is zapomniała już co się stało w szpitalu o bólu i o rozłące z miłym chłopakiem. Teraz idąc po pustym szkolnym korytarzu myślała co on teraz może robić. I tak jakby na własne życzenie wyszedł z klasy obok której właśnie przechodziła. Spojrzała na niego a uśmiech dobrowolnie pojawił się na jej twarzy.
-Hej.-Powiedział miłym miękkim głosem.-I co tam? Jak się czujesz/
-W miarę dobrze.
Chłopak się uśmiechną i dodał.
-Gdzie idziesz?
-Po dziennik. A ty?
Chłopak przystaną na chwilę i myślał.
-Jak ma a nauczycielka od polaka?
-Pani Chrisi?
-O właśnie. A czy tak nie ma przepadkiem na imię ten koleś z uliczki?
Isabel spuściła głowę. Jej myśli powędrowały w stronę Christiana. Posmutniała. Christiana nie było w szkole, nawet go nie widziała od kiedy pokłócili się. Minęło trochę czasu kiedy zorientowała się że chłopak stoi i czeka na odpowiedź od niej.
-To jej syn.
-Aha.
Szli dalej nagle zza rarogu wyszedł chłopak. To był Christian. Otoczony bandą innych kolesi przeszedł obok nich z groźną mina trącając barkiem Shana.
---------------------------------------------------------
Dedyk dla Żabyyy ;***
I dla Hanatki ^^
jej już ponad 500 wejść (uśmiecham się i to szeroko)
Dziękuję każdemu kto jeszcze to czyta i każdej osobie dającej komentarz
Buziaki ;***
Rozległ się głos na korytarzu. Jakaś zdyszana kobieta wpadła do pokoju. Oparła się o łóżko na którym leżała Isabel. Po czym zdyszana powiedziała.
-Shane. Twój tata potrzebuje twojej pomocy przy nowym pacjencie.
-Dobrze już idę.- Teraz w zrucił się do dziewczyny.- Wpadnę później do ciebie. Teraz odpoczywaj.
Is znieruchomiała czyżby ten młody chłopak był lekarzem? ,,Wpadnę później do ciebie'' te słowa krążyły jej bezwładnie po głowie.
Powieki zaczęły jej ciążyły ale nie chciała zasnąć miała jeszcze przecież tyle pytań do Shane. Jednak nie wytrzymała i zasnęła.
Obudziło ją dopiero wycie jakiegoś alarmu samochodowego. Kiedy otworzyła oczy poczuła jakieś takie zimno. W pierwszym momencie nie wiedziała co się stało. Chciała się podnieść z łóżka kiedy dopadł ją silny ból głowy i serca. Ból z serca przeniósł się także do płuc, dziewczyna zaczęła ciężko oddychać. Upadła z powrotem na miękką pościel łóżka. Ból miną , a ona sama zaczęła powoli równo oddychać.
Wtedy wpadła do pokoju jej matka.
-Skarbie możesz wracać do domu.
Na twarzy Is pojawił się cień uśmiechu.
-Twoja mama ma rację możesz juz wyjść ze szpitala wszystko jest dobrze.
Kiedy w sali gdzie leżała dziewczyna toczyła się radosna rozmowa tak za szkłem oddzielającym ją od całej reszty była nie przyjemna i pełna wątpliwości.
-Ale jak to wychodzi przecież nie miała nawet zrobionych wszystkich badań.
-Doktor Miguel twierdzi że wszystko jest w porządku. To jego pacjentka a nie moja więc nie mogę nic zrobić.
Shane rozmawiał z swoim ojcem. Rozmowę przerwało wyjście wszystkich z sali. Is spojrzała na chłopaka prosto w oczy. Wyczytał z nich że coś się stało ale za wszystko bardzo dziękuje.
********************************************************************************
Po powrocie do normalnego trybu życia Is zapomniała już co się stało w szpitalu o bólu i o rozłące z miłym chłopakiem. Teraz idąc po pustym szkolnym korytarzu myślała co on teraz może robić. I tak jakby na własne życzenie wyszedł z klasy obok której właśnie przechodziła. Spojrzała na niego a uśmiech dobrowolnie pojawił się na jej twarzy.
-Hej.-Powiedział miłym miękkim głosem.-I co tam? Jak się czujesz/
-W miarę dobrze.
Chłopak się uśmiechną i dodał.
-Gdzie idziesz?
-Po dziennik. A ty?
Chłopak przystaną na chwilę i myślał.
-Jak ma a nauczycielka od polaka?
-Pani Chrisi?
-O właśnie. A czy tak nie ma przepadkiem na imię ten koleś z uliczki?
Isabel spuściła głowę. Jej myśli powędrowały w stronę Christiana. Posmutniała. Christiana nie było w szkole, nawet go nie widziała od kiedy pokłócili się. Minęło trochę czasu kiedy zorientowała się że chłopak stoi i czeka na odpowiedź od niej.
-To jej syn.
-Aha.
Szli dalej nagle zza rarogu wyszedł chłopak. To był Christian. Otoczony bandą innych kolesi przeszedł obok nich z groźną mina trącając barkiem Shana.
---------------------------------------------------------
Dedyk dla Żabyyy ;***
I dla Hanatki ^^
jej już ponad 500 wejść (uśmiecham się i to szeroko)
Dziękuję każdemu kto jeszcze to czyta i każdej osobie dającej komentarz
Buziaki ;***
niedziela, 6 maja 2012
,,6''
Christian walną mocno o ścianę odepchnięty przez zielonookiego chłopaka. Upadł na kolana i spojrzał na niego po czym na Is.
Dziewczyna skuliła się w koncie chowając głowę w dłoniach. Christian pełen złości i gniewu wstał i podbiegł do niej odpychając bruneta po drodze.
-Wstawaj!
Krzykną i wziął rękę Is tak mocno że ją zabolała musiała wstać. Trzęsąc się na nogach zastanawiała się co ona w nim widziała przez tyle czasu. Całe 3 lata przebiegły jej przed oczami. Wzdychania, spoglądanie, uśmiechy... Czemu ona to robiła. Zrozumiała że jeśli Christian nie dostanie tego czego chce zachowuje się jakby nie był człowiekiem.
-Zostaw ją!
Krzykną tym razem uroczy wysoki chłopak. Oddzielając Is od Christiana.
Trzęsące się nogi dziewczyny nie wytrzymały jej ciężaru. Upadła. Na oczach dwóch kłócących chłopaków leciała w dół uderzając się rogiem głowy o pojemnik na śmieci. Próbując otworzyć oczy wdziała tylko przebłyski. Zobaczyła chłopaka który jej bronił dzwoniącego przez komórkę i mówiącego coś do niej.
W końcu przed oczami zawitała u niej ciemność. Wargi stały się suche, a ręce bezwładnie leżały na ziemi. Czuła jak ktoś ją unosi. Była zimna wręcz lodowata. Usłyszała głos nadciągającej karetki i płacz mamy do której przemawiał spokojny głos Teda.
-Budzi się.
-Niech pani się uspokoi córce nic nie jest. Musi odpocząć i zostać chociaż jeden dzień na obserwacji.
Is otworzyła oczy. Wszystko było zamazane. Jednak po pewnym czasie stało się wyraźne.
-Mama?
Spytała cicho.
-Tak skarbie jestem tu przy tobie.
Tak minęło całe popołudnie. Rodzice opowiadali Is co się stało. Jednak oni nie mogli zostać w szpitalu, więc w końcu musieli wyjść.
-Pa skarbie. Trzymaj się będziemy tu jutro z rana.
Wyszli. Zamiast nich przyszedł lekarz z jakimś towarzyszem. Jego twarz była bardzo znajoma, ale jednak nie umiała jej rozpoznać.
-Tutaj możesz z nią porozmawiać. Gdyby co wiesz gdzie mnie szukać.
-Dobrze. Dzięki tato.
Ten głos, to spojrzenie/ Przypomniała sobie. To był ten chłopak z uliczki, który stawał w jej obronie.
-I jak się czujesz?-zapytał cicho siadając przy niej.-Wszystko będzie dobrze. Badania masz już za sobą.
-Dziękuję ale....-zastanowiła się chwilę-kim jesteś?
-Nie pamiętasz mnie?
-Pamiętam. Dziękuję na prawdę- uśmiechnęła się- chodzi mi o twoje imię.
-A no tak nie przedstawiłem sie mam na imię...
-------------------------------------------------------------
Wiem że ktoś z was mnie prosiło przypomnienie poprzedniego rozdziału ale post i tak jest długi może następnym razem.
Żaba;[ cały tydzień bez cb więc ten post jest z szczególnością dla cb.
Jej ponad 300 wejść normalnie ja ceee.
Dziękuje wszystkim za komki i wgl jeśli to czytacie jestem na prawdę wdzięczna.
DZIĘKUJĘ ;*
Buziaki;*
Dziewczyna skuliła się w koncie chowając głowę w dłoniach. Christian pełen złości i gniewu wstał i podbiegł do niej odpychając bruneta po drodze.
-Wstawaj!
Krzykną i wziął rękę Is tak mocno że ją zabolała musiała wstać. Trzęsąc się na nogach zastanawiała się co ona w nim widziała przez tyle czasu. Całe 3 lata przebiegły jej przed oczami. Wzdychania, spoglądanie, uśmiechy... Czemu ona to robiła. Zrozumiała że jeśli Christian nie dostanie tego czego chce zachowuje się jakby nie był człowiekiem.
-Zostaw ją!
Krzykną tym razem uroczy wysoki chłopak. Oddzielając Is od Christiana.
Trzęsące się nogi dziewczyny nie wytrzymały jej ciężaru. Upadła. Na oczach dwóch kłócących chłopaków leciała w dół uderzając się rogiem głowy o pojemnik na śmieci. Próbując otworzyć oczy wdziała tylko przebłyski. Zobaczyła chłopaka który jej bronił dzwoniącego przez komórkę i mówiącego coś do niej.
W końcu przed oczami zawitała u niej ciemność. Wargi stały się suche, a ręce bezwładnie leżały na ziemi. Czuła jak ktoś ją unosi. Była zimna wręcz lodowata. Usłyszała głos nadciągającej karetki i płacz mamy do której przemawiał spokojny głos Teda.
-Budzi się.
-Niech pani się uspokoi córce nic nie jest. Musi odpocząć i zostać chociaż jeden dzień na obserwacji.
Is otworzyła oczy. Wszystko było zamazane. Jednak po pewnym czasie stało się wyraźne.
-Mama?
Spytała cicho.
-Tak skarbie jestem tu przy tobie.
Tak minęło całe popołudnie. Rodzice opowiadali Is co się stało. Jednak oni nie mogli zostać w szpitalu, więc w końcu musieli wyjść.
-Pa skarbie. Trzymaj się będziemy tu jutro z rana.
Wyszli. Zamiast nich przyszedł lekarz z jakimś towarzyszem. Jego twarz była bardzo znajoma, ale jednak nie umiała jej rozpoznać.
-Tutaj możesz z nią porozmawiać. Gdyby co wiesz gdzie mnie szukać.
-Dobrze. Dzięki tato.
Ten głos, to spojrzenie/ Przypomniała sobie. To był ten chłopak z uliczki, który stawał w jej obronie.
-I jak się czujesz?-zapytał cicho siadając przy niej.-Wszystko będzie dobrze. Badania masz już za sobą.
-Dziękuję ale....-zastanowiła się chwilę-kim jesteś?
-Nie pamiętasz mnie?
-Pamiętam. Dziękuję na prawdę- uśmiechnęła się- chodzi mi o twoje imię.
-A no tak nie przedstawiłem sie mam na imię...
-------------------------------------------------------------
Wiem że ktoś z was mnie prosiło przypomnienie poprzedniego rozdziału ale post i tak jest długi może następnym razem.
Żaba;[ cały tydzień bez cb więc ten post jest z szczególnością dla cb.
Jej ponad 300 wejść normalnie ja ceee.
Dziękuje wszystkim za komki i wgl jeśli to czytacie jestem na prawdę wdzięczna.
DZIĘKUJĘ ;*
Buziaki;*
wtorek, 1 maja 2012
,,5''
-Tak trudno to było zrobić!
Było widać że chłopak jest wściekły. Ściskał ją za ramiona coraz bardziej, a jej plecy powoli zaczęły boleć od nacisku na murek.
-Tak trudno...
Powtórzył łagodnym głosem. Patrząc na załzawione oczy dziewczyny powoli jego uścisk zaczął słabnąć. Mały piesek siedział spokojnie chowając się za nogami Is przed nieco większym psem chłopaka.
-Co się z tobą ostatnio dzieje Is?
Zapytał łagodnie puszczając ją już zupełne.
-Nic.
Odpowiedziała oschle omijając go. Już powoli odchodziła kiedy chłopak złapał ją z tylu za rękę i przyciągną do siebie.
Ostrożnie przybliżył swoją głowę do głowy Isabel, pogłaskał ją mimowolnie po gładkiej cerze policzka i pocałował ją.
Is poczuła smak rozkoszy, słodki, ciepły, miły i delikatny. Po paru sekundach dotarło do niej co on zrobił. Odsunęła się gwałtownie, spojrzała na niego ciągle mając w oczach łzy i odbiegła. Słyszał jak chłopak ją woła ale nie zwracała na to uwagi. Często biegała z Shilą więc ta była przyzwyczajona do tempu biegu swojej pani.
Is pobiegła przez park gdzie skręciła w małą, ciemną uliczkę bez możliwości wyjścia.
Upadła w rogu przy ścianie i zaczęła cicho płakać.
-H-h-hej. coś się stało?
Zapytał ją miły, męski głos jakże wyrazisty i delikatny. Spojrzała na jego właściciela. Był to wysoki, ciemny brunet o zielonych oczach. Przykucną przy niej i odgarną włosy z oczu.
-Co się stało?
Is nie zdążyła odpowiedzieć bo do uliczki wpadł Chrstian. Wysoki brunet spojrzał na niego.
-Dobrze to ja przyjdę kiedy indziej.
Zaczął powoli odchodzić a Christian upadł przed Is i powiedział:
-Chodź. Idźmy stąd. Nie podoba mi się tu.
Wstał i wyciągną rękę, aby pomóc jej wstać. Ona zamiast podać swoją powiedziała mu:
-Tak ty idź! zostaw nie w końcu. Chcę mieć święty spokój!
Christian spojrzał na przyglądającego się bruneta który od razu odwrócił wzrok i udawał że nie podsłuchuje.
-Chodź!
Powtórzył głośnym krzykiem. Is schowała się jeszcze bardziej w swoich ramionach i wtuliła się w kąt.
-Nie chcę.
-Chodź mówię
Krzykną i zaczął już podnosić dziewczynę mimo jej woli. Na to wysoki brunet podbiegł do niego i odepchną go na ścianę.
-Nie chcę iść z tobą nie słyszałeś?!!!
-----------------------------------------------------------
Dedyk jak zwykle dla Żabci^^.
Oraz dla tego kogoś ja już chyba nic nie wskóram więc no cóż najwyższy czas zapomnieć.
DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM za komentarze i cieszę się że wam się podoba^^.
Jej już prawie 300 wyświetleń ale fajnie.
Mimo że tego nie wiedzcie na każdy komentarz i na każdą kolejną cyferkę liczby wyświetleń aż się uśmiecham i tak jakoś lepiej na sercu^^
Buziaki ;*
Było widać że chłopak jest wściekły. Ściskał ją za ramiona coraz bardziej, a jej plecy powoli zaczęły boleć od nacisku na murek.
-Tak trudno...
Powtórzył łagodnym głosem. Patrząc na załzawione oczy dziewczyny powoli jego uścisk zaczął słabnąć. Mały piesek siedział spokojnie chowając się za nogami Is przed nieco większym psem chłopaka.
-Co się z tobą ostatnio dzieje Is?
Zapytał łagodnie puszczając ją już zupełne.
-Nic.
Odpowiedziała oschle omijając go. Już powoli odchodziła kiedy chłopak złapał ją z tylu za rękę i przyciągną do siebie.
Ostrożnie przybliżył swoją głowę do głowy Isabel, pogłaskał ją mimowolnie po gładkiej cerze policzka i pocałował ją.
Is poczuła smak rozkoszy, słodki, ciepły, miły i delikatny. Po paru sekundach dotarło do niej co on zrobił. Odsunęła się gwałtownie, spojrzała na niego ciągle mając w oczach łzy i odbiegła. Słyszał jak chłopak ją woła ale nie zwracała na to uwagi. Często biegała z Shilą więc ta była przyzwyczajona do tempu biegu swojej pani.
Is pobiegła przez park gdzie skręciła w małą, ciemną uliczkę bez możliwości wyjścia.
Upadła w rogu przy ścianie i zaczęła cicho płakać.
-H-h-hej. coś się stało?
Zapytał ją miły, męski głos jakże wyrazisty i delikatny. Spojrzała na jego właściciela. Był to wysoki, ciemny brunet o zielonych oczach. Przykucną przy niej i odgarną włosy z oczu.
-Co się stało?
Is nie zdążyła odpowiedzieć bo do uliczki wpadł Chrstian. Wysoki brunet spojrzał na niego.
-Dobrze to ja przyjdę kiedy indziej.
Zaczął powoli odchodzić a Christian upadł przed Is i powiedział:
-Chodź. Idźmy stąd. Nie podoba mi się tu.
Wstał i wyciągną rękę, aby pomóc jej wstać. Ona zamiast podać swoją powiedziała mu:
-Tak ty idź! zostaw nie w końcu. Chcę mieć święty spokój!
Christian spojrzał na przyglądającego się bruneta który od razu odwrócił wzrok i udawał że nie podsłuchuje.
-Chodź!
Powtórzył głośnym krzykiem. Is schowała się jeszcze bardziej w swoich ramionach i wtuliła się w kąt.
-Nie chcę.
-Chodź mówię
Krzykną i zaczął już podnosić dziewczynę mimo jej woli. Na to wysoki brunet podbiegł do niego i odepchną go na ścianę.
-Nie chcę iść z tobą nie słyszałeś?!!!
-----------------------------------------------------------
Dedyk jak zwykle dla Żabci^^.
Oraz dla tego kogoś ja już chyba nic nie wskóram więc no cóż najwyższy czas zapomnieć.
DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM za komentarze i cieszę się że wam się podoba^^.
Jej już prawie 300 wyświetleń ale fajnie.
Mimo że tego nie wiedzcie na każdy komentarz i na każdą kolejną cyferkę liczby wyświetleń aż się uśmiecham i tak jakoś lepiej na sercu^^
Buziaki ;*
sobota, 28 kwietnia 2012
,,4''
Kiedy Ted przyszedł do domu dwie osoby już siedziały i czekały na niego przy nakrytym stole. Z kilku półmisków wydobywała się para. Mężczyzna uśmiechną się do nich i powiedział:
-Jak pięknie pachnie mmm....
-Zapraszam.
Uśmiechnęła się mama Is i wskazała ręką w stronę krzesła.
-Już tylko umyję ręce.
Obiad miną spokojnie Ted opowiadał co dzisiaj było u niego w pracy, a mama opowiadała jak jej miną dzień wolny. Is lubiła Teda nie miała nic przeciwko niemu, ale nie czuła sę przy nim jak przy swoim prawdziwym ojcu.
Po obiedzie poszła do swojego pokoju gdzie tam słuchając muzyki minęła jej cała reszta czasu. Kolacji nie mieli bo był późno obiad.
Teraz Is leżała w swoim łóżku było już grubo po północy. Po zimnym prysznicu było jej jakoś weselej. W tulona w ciepłą pierzynę wsuchała się w cichą piosenkę wydobywającą się z wierzy.
Rano wstała dość szybko chociaż był weekend. Umyła się i ubrała. Zeszła na dół. Wszyscy jeszcze spali więc starała się to zrobić jak najciszej, ominęła cichutkim krokiem stopień szósty i dotarła do lodówki.
Po zjedzeniu śniadania była już co najmniej 9 i mama w końcu wstała.
-Cześć kotku.-Powiedziała całując córkę w czoło.- Wcześnie dziś wstałaś-dodała.
-Jakoś tak... chyba wyjdę z Shilą (czyt. SZILA) na spacer.
-Dobrze w szafce masz smycz.
Ubrała buty i zawołała Shilę. Mały, słodziutki piesek od razu przybiegł do jej nogi. Widząc smycz zaczął podskakiwać i się wiercić.
Ubrana w czarne leginsy na których były dżinsowe krótkie spodenki i szarą bluzkę na której wisiał wisiorek wyszła. Założyła na oczy ciemne okulary mamy.
Pomimo tego że była już jesień pogoda przypominała pełnię lata. Is nie wiedział gdzie iść. Na początku myślała że pójdzie nad mały wodospad albo do lasu, ale Shila wyrywała się w stronę parku.
-No dobrze... Idziemy do parku.
Powiedziała Is do psa. Idąc tak drogą włożyła sobie słuchawki do uszu. W głowie zabrzmiał jej refren piosenki który zawsze sprawiał wrażenie pełnego zrozumienia dla Is.
,,Czasem miłość łamie serce, gdy kochamy tych którym to uczucie jest obojętne.''
Uśmiechnęła się sama do siebie słysząc te słowa. Kiedy ktoś nagle klepną ją z tyłu pleców, a po nogach poczuła pazurki. Nie bolało ją to. Odwróciła się. Przed sobą zobaczyła chłopaka:
-Ch-ch-christian?
W jej oczach pojawiły się niedostrzegalne dzięki okularom łzy. Popatrzała na niego przez jakieś 3 minuty po czym odwróciła się i szła dalej. Słyszała jak chłopak podbiega, jak dotyka jej ramię, jak szepcze jej coś do ucha. Jednak ona nie udawała że go nie słyszy. Tak było ustawiła sobie teraz muzykę najgłośniej jak umiała i szept chłopaka nawet nie był w odrobinie słyszalny. Szła dalej. Christian w końcu nie wytrzymał. Podszedł do przodu i staną jej na przeciwko tak by nie mogła przejść i wyją jej słuchawki. Isa podniosła wzrok. Napotkała smutne oczy chłopaka.
-Możesz na mnie spojrzeć?-Dziewczyna nic nie odpowiedziała spróbował jeszcze raz- czy możesz na mnie w końcu spojrzeć?
Znowu milczenie.Spróbowała jakoś go ominąć, ale za każdym jej ruchem on zdążył zastawić jej drogę. Złapał ją delikatnie za ramiona i przydusił leciutko do wysokiego murku jakiegoś domu. Spytał jeszcze raz:
-Czy możesz na mnie w końcu spojrzeć proszę?!!!
Tym razem jego głos był donośny. Nagle jego ręce powędrowały w stronę okularów. Zdjął je i zrzucił na jezdnię ,a Is nie miała wyboru i spojrzała mu głęboko w oczy.
-----------------------------------------------------------------
Dziś to już w ogóle mega dług ale nie wiedziałam jak to podzielić na pół ^^ sorrka ;p
Na pewno wiedzie dla kogo dedykuję posta... Tak dla Żabolchy ;*** ^^(Wercia)
I jeszcze raz dla tej jednej nie znanej wam osoby tym razem jest co raz to gorzej ;[ ale będzie dobrze co nie przecież mus;]
Dedykuję także wszystkim tym którzy to jeszcze czytają i komentuję DZIĘKI.
A poza tym widząc co najmniej przy każdym poście 10 komentarzy na sercu tak jakoś lepiej dziękuję buziaki ;*
-Jak pięknie pachnie mmm....
-Zapraszam.
Uśmiechnęła się mama Is i wskazała ręką w stronę krzesła.
-Już tylko umyję ręce.
Obiad miną spokojnie Ted opowiadał co dzisiaj było u niego w pracy, a mama opowiadała jak jej miną dzień wolny. Is lubiła Teda nie miała nic przeciwko niemu, ale nie czuła sę przy nim jak przy swoim prawdziwym ojcu.
Po obiedzie poszła do swojego pokoju gdzie tam słuchając muzyki minęła jej cała reszta czasu. Kolacji nie mieli bo był późno obiad.
Teraz Is leżała w swoim łóżku było już grubo po północy. Po zimnym prysznicu było jej jakoś weselej. W tulona w ciepłą pierzynę wsuchała się w cichą piosenkę wydobywającą się z wierzy.
Rano wstała dość szybko chociaż był weekend. Umyła się i ubrała. Zeszła na dół. Wszyscy jeszcze spali więc starała się to zrobić jak najciszej, ominęła cichutkim krokiem stopień szósty i dotarła do lodówki.
Po zjedzeniu śniadania była już co najmniej 9 i mama w końcu wstała.
-Cześć kotku.-Powiedziała całując córkę w czoło.- Wcześnie dziś wstałaś-dodała.
-Jakoś tak... chyba wyjdę z Shilą (czyt. SZILA) na spacer.
-Dobrze w szafce masz smycz.
Ubrała buty i zawołała Shilę. Mały, słodziutki piesek od razu przybiegł do jej nogi. Widząc smycz zaczął podskakiwać i się wiercić.
Ubrana w czarne leginsy na których były dżinsowe krótkie spodenki i szarą bluzkę na której wisiał wisiorek wyszła. Założyła na oczy ciemne okulary mamy.
Pomimo tego że była już jesień pogoda przypominała pełnię lata. Is nie wiedział gdzie iść. Na początku myślała że pójdzie nad mały wodospad albo do lasu, ale Shila wyrywała się w stronę parku.
-No dobrze... Idziemy do parku.
Powiedziała Is do psa. Idąc tak drogą włożyła sobie słuchawki do uszu. W głowie zabrzmiał jej refren piosenki który zawsze sprawiał wrażenie pełnego zrozumienia dla Is.
,,Czasem miłość łamie serce, gdy kochamy tych którym to uczucie jest obojętne.''
Uśmiechnęła się sama do siebie słysząc te słowa. Kiedy ktoś nagle klepną ją z tyłu pleców, a po nogach poczuła pazurki. Nie bolało ją to. Odwróciła się. Przed sobą zobaczyła chłopaka:
-Ch-ch-christian?
W jej oczach pojawiły się niedostrzegalne dzięki okularom łzy. Popatrzała na niego przez jakieś 3 minuty po czym odwróciła się i szła dalej. Słyszała jak chłopak podbiega, jak dotyka jej ramię, jak szepcze jej coś do ucha. Jednak ona nie udawała że go nie słyszy. Tak było ustawiła sobie teraz muzykę najgłośniej jak umiała i szept chłopaka nawet nie był w odrobinie słyszalny. Szła dalej. Christian w końcu nie wytrzymał. Podszedł do przodu i staną jej na przeciwko tak by nie mogła przejść i wyją jej słuchawki. Isa podniosła wzrok. Napotkała smutne oczy chłopaka.
-Możesz na mnie spojrzeć?-Dziewczyna nic nie odpowiedziała spróbował jeszcze raz- czy możesz na mnie w końcu spojrzeć?
Znowu milczenie.Spróbowała jakoś go ominąć, ale za każdym jej ruchem on zdążył zastawić jej drogę. Złapał ją delikatnie za ramiona i przydusił leciutko do wysokiego murku jakiegoś domu. Spytał jeszcze raz:
-Czy możesz na mnie w końcu spojrzeć proszę?!!!
Tym razem jego głos był donośny. Nagle jego ręce powędrowały w stronę okularów. Zdjął je i zrzucił na jezdnię ,a Is nie miała wyboru i spojrzała mu głęboko w oczy.
-----------------------------------------------------------------
Dziś to już w ogóle mega dług ale nie wiedziałam jak to podzielić na pół ^^ sorrka ;p
Na pewno wiedzie dla kogo dedykuję posta... Tak dla Żabolchy ;*** ^^(Wercia)
I jeszcze raz dla tej jednej nie znanej wam osoby tym razem jest co raz to gorzej ;[ ale będzie dobrze co nie przecież mus;]
Dedykuję także wszystkim tym którzy to jeszcze czytają i komentuję DZIĘKI.
A poza tym widząc co najmniej przy każdym poście 10 komentarzy na sercu tak jakoś lepiej dziękuję buziaki ;*
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
,,3''
,,Tak... poda. Mmmm... kocham to. Nie rozumiem jak inni mogą przed tym uciekać. Przecież w deszczu jest coś takiego...''
-Isss?
Nie obróciła się z tyłu dochodził miły miękki głos chłopaka. Nic nie powiedziała tak po prostu czekała.
-Hej! Słyszysz mnie-powiedział Is nie dała za wygraną, dobrze wiedziała do kogo należy ten głos. Znała go przecież przez całe 3 lata.-Schowaj się tu do mnie pod parasol bo za chwile cala przemokniesz.
Tym razem nie wytrzymała. W głowie wybuchła wielka fala emocji skróconych obrazków. Czuła ból, strach, nienawiść i wielki żal do niego. Przed oczami zobaczyła piękna brunetkę i głęboki wyraz jego oczu.
Wstała pełna wściekłości.
-Możesz w końcu mnie zostawić-powiedziała wyraźniejszym tonem. Nie przypominał on krzyku ale był uniesiony.-Mam dosyć rozumiesz.
Jego twarz nie kryła zdziwienia, patrzył tak spokojnie na łzy dziewczyny które spływały po jej jasnej cerze. Chłopka oszołomiony stał jak wryty kiedy czarnowłosa dziewczyna pobiegła w zupełnie innym kierunku.
,,Nie wytrzymam. Zaraz chyba się utopię albo... już nie wiem...''
Myśli dziewczyny stawały się coraz bardziej agresywne i coraz bardziej przepełniał ją żal.
Nawet się nie obejrzała jak dobiegła do wodospadu. Kaskada tryskającej z niego wody i ten szum od razu ją uspokoił. Miała ochotę się w niej zanurzyć. Więc nawet nie zwracała uwagi na warunki kiedy wkładała bose stopy prosto do chłodnej wody strumienia.
Słońce już powoli zachodziło, a deszcz przestał padać.
,,No nic trzeba iść mama się pewno martwi''
Dobiegła truchtem do domu. Jednak zanim zdążyła nacisnąć klamkę jak spod ziemi wyłonił sie wysoki chłopak i pierwszy dotkną klamki zastawiając jej drogę. Spojrzał jej prosto w oczy.
-Is...-zaczął wolnym tonem.--Co się dzieje? Co się stało tam przy fontannie?
-Nic.-Powiedziała chłodno po czym dodała.- Możesz się odsunąć? Chcę wejśc do własnego domu.
-Nie jeśli mi nie powiesz co się stało.
Obok nich przeszła jakaś kobieta, a zaraz za nią ta śliczna brunetka.
-Siema!-Powiedziała radosnym tonem.-Co się dzieje?
Pomachała do chłopaka i uśmiechnęła się drwiąco do Is.
-A tak a propost możesz mi pomóc szybko o tam
Wskazała palcem park i złapała chłopaka za ramię, a następnie pociągnęła go nie dając szansy dojść do głosu.
,,Przynajmniej się odsuną''
Pomyślała i weszła do domu. kiedy to zrobiła z kuchni dotarł aromatyczny zapach obiadu. Zdjęła buty i weszła do kuchni.
-Mmmm... mamuś co robisz?
Zapytała. Kobieta odwróciła się w jej stronę i odpowiedziała miłym głosem.
-Obiad. Będą ziemianki z sosem, mięso i surówka.
-Brzmi pyszne. lecę do pokoju się przebrać gdzie jest Ted?
-Za chwilę przyjedzie. To leć się szybko przebrać pomrzesz mi dobrze?
-Dobrze.
Powiedziała wesołym głosem. Musiała jakoś zapomnieć dzisiaj o tych wszystkich zdarzeniach, więc pobiegła szybko do pokoju.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj taki trochę dłuższy jak zwykle pisany z myślą o mojej Żabie (Wercia)
Koffam Ceee ty moja świrusko.
Dedyk także dla kogoś kto zawsze był mi bliski (kto? moja słodka tajemnica) ale ostatnio coś się popsuło między nami ;[
Z góry sorry za jakieś orty znaki, interpunkcję itp. nie mam ochoty tego sprawdzać mam nadzieję że zrozumiecie ^^
-Isss?
Nie obróciła się z tyłu dochodził miły miękki głos chłopaka. Nic nie powiedziała tak po prostu czekała.
-Hej! Słyszysz mnie-powiedział Is nie dała za wygraną, dobrze wiedziała do kogo należy ten głos. Znała go przecież przez całe 3 lata.-Schowaj się tu do mnie pod parasol bo za chwile cala przemokniesz.
Tym razem nie wytrzymała. W głowie wybuchła wielka fala emocji skróconych obrazków. Czuła ból, strach, nienawiść i wielki żal do niego. Przed oczami zobaczyła piękna brunetkę i głęboki wyraz jego oczu.
Wstała pełna wściekłości.
-Możesz w końcu mnie zostawić-powiedziała wyraźniejszym tonem. Nie przypominał on krzyku ale był uniesiony.-Mam dosyć rozumiesz.
Jego twarz nie kryła zdziwienia, patrzył tak spokojnie na łzy dziewczyny które spływały po jej jasnej cerze. Chłopka oszołomiony stał jak wryty kiedy czarnowłosa dziewczyna pobiegła w zupełnie innym kierunku.
,,Nie wytrzymam. Zaraz chyba się utopię albo... już nie wiem...''
Myśli dziewczyny stawały się coraz bardziej agresywne i coraz bardziej przepełniał ją żal.
Nawet się nie obejrzała jak dobiegła do wodospadu. Kaskada tryskającej z niego wody i ten szum od razu ją uspokoił. Miała ochotę się w niej zanurzyć. Więc nawet nie zwracała uwagi na warunki kiedy wkładała bose stopy prosto do chłodnej wody strumienia.
Słońce już powoli zachodziło, a deszcz przestał padać.
,,No nic trzeba iść mama się pewno martwi''
Dobiegła truchtem do domu. Jednak zanim zdążyła nacisnąć klamkę jak spod ziemi wyłonił sie wysoki chłopak i pierwszy dotkną klamki zastawiając jej drogę. Spojrzał jej prosto w oczy.
-Is...-zaczął wolnym tonem.--Co się dzieje? Co się stało tam przy fontannie?
-Nic.-Powiedziała chłodno po czym dodała.- Możesz się odsunąć? Chcę wejśc do własnego domu.
-Nie jeśli mi nie powiesz co się stało.
Obok nich przeszła jakaś kobieta, a zaraz za nią ta śliczna brunetka.
-Siema!-Powiedziała radosnym tonem.-Co się dzieje?
Pomachała do chłopaka i uśmiechnęła się drwiąco do Is.
-A tak a propost możesz mi pomóc szybko o tam
Wskazała palcem park i złapała chłopaka za ramię, a następnie pociągnęła go nie dając szansy dojść do głosu.
,,Przynajmniej się odsuną''
Pomyślała i weszła do domu. kiedy to zrobiła z kuchni dotarł aromatyczny zapach obiadu. Zdjęła buty i weszła do kuchni.
-Mmmm... mamuś co robisz?
Zapytała. Kobieta odwróciła się w jej stronę i odpowiedziała miłym głosem.
-Obiad. Będą ziemianki z sosem, mięso i surówka.
-Brzmi pyszne. lecę do pokoju się przebrać gdzie jest Ted?
-Za chwilę przyjedzie. To leć się szybko przebrać pomrzesz mi dobrze?
-Dobrze.
Powiedziała wesołym głosem. Musiała jakoś zapomnieć dzisiaj o tych wszystkich zdarzeniach, więc pobiegła szybko do pokoju.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj taki trochę dłuższy jak zwykle pisany z myślą o mojej Żabie (Wercia)
Koffam Ceee ty moja świrusko.
Dedyk także dla kogoś kto zawsze był mi bliski (kto? moja słodka tajemnica) ale ostatnio coś się popsuło między nami ;[
Z góry sorry za jakieś orty znaki, interpunkcję itp. nie mam ochoty tego sprawdzać mam nadzieję że zrozumiecie ^^
wtorek, 10 kwietnia 2012
,,2''
Chłopak stał z wysoką brunetką. Miała na sobie czarne leginsy i bluzkę z krótkim rękawkiem na której była flaga USA. Włosy były spięte w niesfornego koka. Patrzyli prosto na siebie, a chłopak głaskał twarz dziewczyny.
Zanim je zauważyli minęły jakieś dwie minuty. Ale kiedy to się stało:
-Ojć. Przepraszamy.
Powiedziała Tara, bo Is nie mogła nic z siebie wydusić.
-To my już...
Pokazała ręką Tara drogę za nimi. Położyła Isi rękę na plecach i popchnęła ją leciutko do przodu.
Kiedy były już dość daleko, Tara przystanęła i usiadły na ławce przed domem dziewczyny.
-Is, co się dzieje?
-Nic.
Odpowiedziała sucho. Była blada jak ściana. Jej bląd przyjaciółka nie wiedziała co zrobić, więc tylko powiedziała.
-Is ja...
Jednak ta jej przerwała. Dobrze wiedziała co przyjaciółka chciała powiedzieć.
-Tara... zostaw mnie proszę-przyjaciółka zrozumiała ją, więc tylko się uśmiechnęła.-Wybacz, ale idę do domu.
Wstała bez ani jednego słowa więcej. Skierowała się w stronę domu i założyła słuchawki od MP3. Nie chciała już myśleć, więc wtopiła się w tekst piosenki:
,,Już odeszły tamte dni
I nie wrócą nie ma ich
To historie dawnych spraw
Które pozostały w nas.''
Nim się obejrzała stała już przed domem. Biały dom przed którym był piękny ogród. Obrośnięty żywopłotem. Stała przed wyciętym wejściem na bramkę, kiedy dotknęła klamki usłyszała piskliwy dźwięk. Nie chciało jej się widzieć, ani z Liz jej matką, ani z Tedem jej ojczymem.
Otworzyła po cichu drzwi, a następnie weszła po cichu do środka i się rozebrała. Ted powinien być w pracy, bo mama spała na kanapie w salonie.
Weszła cicho po schodach uważając z szczególnością na stopień szósty. Kiedy weszła już na górę do swojego pokoju. Zrzuciła plecak w kąt i usiadła na krześle. Nie wiedząc co robić, aby nie myśleć o tym co dzisiaj zobaczyła. Postanowiła iść pobiegać. Przebrała się w wygodniejsze ciuchy. Napisała na kartce wiadomość dla mamy.
,,Idę pobiegać mamuś! Wrócę za jakiś czas. Zrób coś do jedzenia dobrze.''
Zeszła na dół i położyła kartkę na stole.
Wyszła z domu, a następnie skierowała się w stronę parku. Włożyła słuchawki i zaczęła biec. Na początku próbowała biec i zapomnieć o tym widoku. Jednak kiedy dobiegła do parku pogoda zaczęła się psuć. Chmury stały się szare i zasłoniły pogodne niebo, a świat dookoła zaczął się robić smutny.
Jednak Is nie mogła dużej wytrzymać w głowie powstał jej obraz chłopaka i dziewczyny. Złość tak jakby ją napędzała zaczęła biegać szybciej. Zwykły trucht przerodził się w prawdziwy sprint.
Kiedy dotarła do fontanny opadła z sił. Usiadła na jednej z jej ścianek. Spojrzała w wodę. Jej powierzchnia wody nie była gładka jak zwykle. Powstawały na niej małe fale, może bardziej kółka.
Is spojrzała w niebo. Tak, zaczął padać deszcz. Isi nie rozumiała tych ludzi którzy nie lubią jak pada. Ona to uwielbiała kiedy na jej skórę opadały małe kropelki.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Post dedykuję mojej żabie (Wercia)
Wiem że w pierwszym poście mogło być sporo błędów ale ma nadzieję że przymkniecie na to oko ;]
Może już nie długo nowy rozdział ;]
Zanim je zauważyli minęły jakieś dwie minuty. Ale kiedy to się stało:
-Ojć. Przepraszamy.
Powiedziała Tara, bo Is nie mogła nic z siebie wydusić.
-To my już...
Pokazała ręką Tara drogę za nimi. Położyła Isi rękę na plecach i popchnęła ją leciutko do przodu.
Kiedy były już dość daleko, Tara przystanęła i usiadły na ławce przed domem dziewczyny.
-Is, co się dzieje?
-Nic.
Odpowiedziała sucho. Była blada jak ściana. Jej bląd przyjaciółka nie wiedziała co zrobić, więc tylko powiedziała.
-Is ja...
Jednak ta jej przerwała. Dobrze wiedziała co przyjaciółka chciała powiedzieć.
-Tara... zostaw mnie proszę-przyjaciółka zrozumiała ją, więc tylko się uśmiechnęła.-Wybacz, ale idę do domu.
Wstała bez ani jednego słowa więcej. Skierowała się w stronę domu i założyła słuchawki od MP3. Nie chciała już myśleć, więc wtopiła się w tekst piosenki:
,,Już odeszły tamte dni
I nie wrócą nie ma ich
To historie dawnych spraw
Które pozostały w nas.''
Nim się obejrzała stała już przed domem. Biały dom przed którym był piękny ogród. Obrośnięty żywopłotem. Stała przed wyciętym wejściem na bramkę, kiedy dotknęła klamki usłyszała piskliwy dźwięk. Nie chciało jej się widzieć, ani z Liz jej matką, ani z Tedem jej ojczymem.
Otworzyła po cichu drzwi, a następnie weszła po cichu do środka i się rozebrała. Ted powinien być w pracy, bo mama spała na kanapie w salonie.
Weszła cicho po schodach uważając z szczególnością na stopień szósty. Kiedy weszła już na górę do swojego pokoju. Zrzuciła plecak w kąt i usiadła na krześle. Nie wiedząc co robić, aby nie myśleć o tym co dzisiaj zobaczyła. Postanowiła iść pobiegać. Przebrała się w wygodniejsze ciuchy. Napisała na kartce wiadomość dla mamy.
,,Idę pobiegać mamuś! Wrócę za jakiś czas. Zrób coś do jedzenia dobrze.''
Zeszła na dół i położyła kartkę na stole.
Wyszła z domu, a następnie skierowała się w stronę parku. Włożyła słuchawki i zaczęła biec. Na początku próbowała biec i zapomnieć o tym widoku. Jednak kiedy dobiegła do parku pogoda zaczęła się psuć. Chmury stały się szare i zasłoniły pogodne niebo, a świat dookoła zaczął się robić smutny.
Jednak Is nie mogła dużej wytrzymać w głowie powstał jej obraz chłopaka i dziewczyny. Złość tak jakby ją napędzała zaczęła biegać szybciej. Zwykły trucht przerodził się w prawdziwy sprint.
Kiedy dotarła do fontanny opadła z sił. Usiadła na jednej z jej ścianek. Spojrzała w wodę. Jej powierzchnia wody nie była gładka jak zwykle. Powstawały na niej małe fale, może bardziej kółka.
Is spojrzała w niebo. Tak, zaczął padać deszcz. Isi nie rozumiała tych ludzi którzy nie lubią jak pada. Ona to uwielbiała kiedy na jej skórę opadały małe kropelki.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Post dedykuję mojej żabie (Wercia)
Wiem że w pierwszym poście mogło być sporo błędów ale ma nadzieję że przymkniecie na to oko ;]
Może już nie długo nowy rozdział ;]
piątek, 30 marca 2012
,,1''
Powietrze przepełniło się wonią jesiennego deszczu. Dziewczyna o długich czarnych włosach siedziała w ławce przy oknie. Jej kryształowo niebieskie oczy wpatrzywał się w przestrzeń gdzieś za otwartyn oknem.
-Is Still!
Dziewczyna nie zareogwała. Po paru sekundach kilka znajomych z klasy zaczeło się na nią z zdziwieniem patrzeć.
-Isabel Still! Obecna?
-Jestem!
Odrzekła dziwacnie orzywiona.
-Jesteś, ale nie tutaj. Od paru dni tak juz wpatrujesz się w to okno. Co się dzieje?
-Nic. Przepraszam.
-Dobrze.
Powiedziała szczupła nauczycielka piskliwym głosem, poprawiając prostokątne okulary. Isabel mimo wszystko spojrzała ostatni raz przez otwarte okno po czym je zamkneła.
-Co się dzieje Isi?
Zapytała ją dziewczyna o jasnych włosach siedzącaobok.
-Nic. Mma takie dziwne wrażenie, że coś się święci! Tara. iI to coś złego.
Tara była przyjaciółką Is od kiedy nauczyła się chodzić.
-Mam nadzieje, że to tylko przeczucie.
Isabel uśmiechnełasię bezradnie tylko. Wpatrywała sie teraz w tablicę. Chciała sie skupić, ale jakos nie mogła. Nie wiedzieć czemu narysowała w zeszycie coś na kształt obrazku. Spojrzała na Tarę.
Ta w pełni skącentrowana robiła notatki w zeszycie. Is spojrzała jej przez ramię. Piękne pismo przyjaciółki szybko zosało przez nią przeczyane, ale i ak nie mogła tego zrozumieć.
Wytrzymała tak ccałą godzinę lekcyjną i w końcu rozległ się dzwonek.
Sala szybko upostoszała i dwie przyjaciółki wyszły na korytarz. O razu ogarną ją gwar ludzi.
Zeszły piętro niżej i wyszły na dwór. Usiadły pod ulubionym drzewem na małym wzniesieniu. Opadające, kolorowe, jesienne liście wyglądały ślicznie.
-Hej co się dzieje?!?-zapytała z troską w głosie Tara-kizia!
Jej dłonie szczypneły leciutko skurę pod żebrami Is. Poczuła jakby przeszedł po nich prąd.
-Nic.-odpowiedziała-Niemam humoru.
-Przyznaj się.
Tara nie dawała za wygraną.
-Do czego?
-Że myslisz o nim.-Dodała Tara z uśmiechem widząc zakłopotaną przyjaciółkę.-No.
-Ja, ale o im?!?
Tara skineła głową na ciemnego, wysokiego blądyna. Ubranego w niebieską, rozpinaną bluzę i dżinsy. Wygodne adidasy, nawet nie żucały się w oczy.
-Nie nie, nie. Skończyłam z tym!!!
Tara tylko sie uśmiechneła.
Wzrok Is był wbity w śmiejącego się chłopaka. W końcu spuściła głowę, a na jej twarzy zaczą malować się smutek. Tara spojrzała na nią z wyżutem.
-Przepraszam.
Szepneła jej do ucha.
-Za co? Powiedziałam... dałam za wygraną.
Powiedziała z powagą w głosie. Podniosła głowę ku wychodzącemu słońcu i przymkneła oczy.
Mimmo wszystko serce jej się krajało na samą myśl o jaiejkolwiek dziewczynie w jego ramionach.
Próbowała jednak nie dać po sobie poznać jak bardzo mimo wszystko cierpi.
-Zmieńmy temat co?
-Hmm...
Odrzekła Tara, która odpłyneła gdzieś myslami.
-Przeczytałaś już tą książkę na polski?
-Jeszcze nie.-Odpowiedziała jej siadając po turecku na zielonej trawie.-Ale już zmierzam do końca.
Nagle rozległ się piskliwy dźwię dzwonka.
-Juz ta szybko?
Pisneła Is.
-Wstawaj idziemy.
Poganiała ja Tara. Wstały i oby dwie zaczeły sie kierować z mozołem ku wejścia do szkoły.
Lekcje mijały wolno. Nauczyciele kilka razy odpytywali Isabel.
-AAA!!! Wkońcu koniec!
-No.
Isa i Tara wyszły z szkoły. Słońce świeciło a, na niebie pojawiły się tylko małe obłoczki. Jesienna pogoda nie wydawała się być jesienna. Szły razem bo dopiero w połowie drogi musiały sie rozdzielić. Kiedy skręciły ich oczą ukazał się chłopak którego widziały w szkole. Is przystaneła.
Mały wstęp ;D
Historia jak każda inna. Isinna zwykła dziewczyna poznaje kogoś kogo do tej pory kochała ale on na nią uwagi nie zwracał...
Nie wiem czy komuś się spodoba ale jeśli macie chęci i czas zapraszam do czytania. ;D.
Nie wiem czy komuś się spodoba ale jeśli macie chęci i czas zapraszam do czytania. ;D.
Subskrybuj:
Posty (Atom)